koci skok i psie wzgórze

jeśli życie popłynie bez większych kolizji, zupełnie niedługo odwiedzę swoją pierwszą winnicę. choć zawsze spodziewałam się, że będą to jakieś nasłonecznione, bosko pachnące stoki zielonej italii, mój pierwszy kontakt z żywym winem – nie licząc rosnących we wsi krzaków czarnych winogron u jednej z sąsiadek, do której po szkole lubiliśmy się zakradać, a która, znając chyba na pamięć rozkład szkolnych dzwonków, wyglądała z okna, trzymając w pogotowiu długi kij – nastąpi…