koci skok i psie wzgórze

jeśli życie popłynie bez większych kolizji, zupełnie niedługo odwiedzę swoją pierwszą winnicę. choć zawsze spodziewałam się, że będą to jakieś nasłonecznione, bosko pachnące stoki zielonej italii, mój pierwszy kontakt z żywym winem – nie licząc rosnących we wsi krzaków czarnych winogron u jednej z sąsiadek, do której po szkole lubiliśmy się zakradać, a która, znając chyba na pamięć rozkład szkolnych dzwonków, wyglądała z okna, trzymając w pogotowiu długi kij – nastąpi w austrii! jadę po wino do leopolda uibela, jednego z ulubieńców basi lejkowskiej.

tak mi się przy tej okazji przypomniały notatki, które kiedyś sobie zrobiłam podczas testowania jego grüner veltlinerów, a które teraz przeglądam z ogromną ciekawością; przecież już wkrótce na własne oczy, uszy i pozostałe, nienazwane zmysły przekonam się o trafności bądź nie swojego odczuwania wina i jego terroir…

jak to będzie, kiedy to, co wyobrażone spotka się z tym, co rzeczywiste?

(notatka z dziewiątego lutego br.)

leszek rozlał trzy grüner veltlinery – wszystkie od tego samego producenta, uibela z austrii. mały, zakręcony winiarz, który uwielbia eksperymenty.

zaczęliśmy od leszka ulubionego z całej oferty BARRIQUE wina, katzensprunga.
dostałam kieliszek, na który dość długo się umawialiśmy i… nie umiałam sobie z nim poradzić. wącham, wącham, smakuję, rozkminiam i nic. nie mogę za cholerę zrozumieć tego wina. przyjemna kwasowość, rześkość, nie przesadna mineralność, czuję, że smaczne, że jakość wysoka, że w każdym sensie wszystko ma w porządku, ale, kurcze, ja go nie rozumiem. ciągle coś mi się wymyka, brakuje mi czegoś, o co się mogę swoim rozumem zaczepić.

w końcu wyjęłam notes, narysowałam krzak i zrobiłam opisy…

Image

dookreśliłam dla siebie takie wrażenie, że w winie jest niedostatek korzenia. albo dosłownie, albo metaforycznie, emocjonalnie. narysowałam twardą skałę (nie wiem czy słusznie białą?), która upośledza korzeń, nie pozwala mu dobrze, mocno wróść w głąb. albo jeśli korzeń rośnie w głąb, to jest cienki, przebija się przez skałę z wysiłkiem. zaciekawiło mnie to, bo pomimo iż mineralność wina jest bardzo dobrze i przyjemnie wyczuwalna i zrównoważona, zabrakło mi „pierwiastka zakorzenienia” – może faktycznie metaforycznie, np. w tradycji, albo w samym charakterze winiarza? zamiast tego bardzo wyraźnie poczułam silne, jasnozielone liście tak, jakby krzak dobrze, prężnie, witalnie rósł w górę. czyli jakby wahnęła się symboliczna symetria pomiędzy górą i dołem, ziemią i niebem.

samo grono wydało mi się zwarte, mocne, zdrowe. coś mnie jednak niepokoiło w słońcu. napisałam na wykresie: „jednostajne słońce”. taka trochę monotonia, nie czuć pełni południowego słonka, albo może kwestia słabszych promieni na północy austrii? z wiatrem też coś nie do końca naturalnego, jakby działka była sztucznie osłonięta, jakby w pobliżu wiały normalne wiatry, zmienne, różne, a tutaj dolatywał jakoś ograniczony, lekki, jednostajny wietrzyk…
po tym wszystkim wciąż brakowało mi ostatecznej interpretacji, w końcu więc cały rysunek obrysowałam ramką, którą oznaczyłam „kontrola, ograniczenie”, i dopiero teraz mi się wszystko domknęło. to energetyczne migotanie wina (nie mylcie z wadą wina, ja cały czas opisuję emocje!), które wyczułam na początku, podpisałam: „próbuje się wydostać, ale nie może” – z powodu nadmiernej kontroli.

jest jakaś nieharmonijna cecha korzenia, jego osadzenia, najpewniej na niesprzyjającym gruncie, i jest całkowita kontrola warunków zewnętrznych, które pozwalają okiełznać żywioł i dać winu w ogóle róść. wyobrażam sobie, że ta działka musi kosztować ogromnie dużo zachodu i pracy i daje tak wysokiej jakości wino tylko dzięki wysiłkom producenta.

całość zatytułowałam „dyscyplina dla szaleńców” – w całkowicie pozytywnym sensie!

otóż to wino – katzensprung od uibela – cudownie sprawdzi się w tych momentach życia, w których wszystko wydaje się wymykać spod kontroli, kiedy bliscy obłędu biegamy usiłując ogarnąć pędzącą na nas lawinę, a przynajmniej usunąć najważniejsze rzeczy z jej drogi. kiedy myśli kołują zbyt niespokojnie, żeby udało się osiągnąć wewnętrzny relaks – „koci skok” będzie w sam raz do tego, by usłyszeć z tyłu głowy wyciszające: jeszcze tylko odrobina wysiłku i to szaleństwo się skończy. tak to sobie przynajmniej wyobrażam.

chyba tylko warto dozować sobie ten zewnętrzny spokój, żeby nie odkleić się od rzeczywistości na zawsze… : )

kiedy pokazałam rysunek basi i leszkowi, powiedzieli, że uibel nie przycina liści normalnie jak wszyscy – na lato zostawia je tak, by przysłaniały grona, chroniąc je od nadmiernego światła, jesienią zaś, kiedy słońce jest słabsze, tnie liście ponownie, by grona mogły dojrzewać dłużej, łapać w siebie więcej osłabionego już słonka. pokrywałoby się to z moim odczuciem jednostajnego światła w winie. co do korzeni zaś, podobno faktycznie rosną na tak litej skale, że wrastają wybitnie głęboko w dół. więc chyba o to mi chodziło.

leszek był bardzo rozczarowany, że tego dnia nie zakochałam się w jego ulubionym winie, ale się nie zakochałam. praktycznie nie mój typ. mój typ musi być harmonijny w naturalny, organiczny sposób, musi nieść fantazję, odpoczynek i ukojenie ze sprzyjającej natury, nie do końca zaś odpowiada mi ludzka ingerencja. jak się okazało. ale innego dnia, przy innych emocjach – może, kto wie?

natomiast ten sam szczep winorośli, spod tej samej ręki, jednak z innej działki – hundsberg, inaczej robiony – z dojrzałych, selekcjonowanych gron, tego wieczoru spodobał mi się o wiele bardziej, właściwie nawet bardzo mi się spodobał. nie do codziennego picia, bo bardzo miodny, gęsty, nadzwyczaj aromatyczny, ale już o wiele bardziej spójny, nasycony harmonią, jesienny w klimatach. jesień to moja pora roku. ta złota oczywiście, nie dżdżysta i bura. strasznie romantyczne wino, bogate w słomiane kwiatki i dotyk babiego lata, w sam raz na późny, chłodniejszy piknik, albo pierwszy kominek we dwoje…

wspomnę jeszcze o golemie – trzecim vetlinerze od uibela, z jeszcze innej działki. znałam go już wcześniej, sączę sobie czasem bez wyraźnych okazji z wodą. jest wiosenny, trawiasto-zielony, orzeźwiający, niezobowiązujący, przyjemny. w sam raz do wyciszonego spędzania czasu w pojedynkę w domu. o, a co!

degustowaliśmy to wszystko w Spazio Coffee & Cocktail Bar na koncercie bardzo seksownych chłopaków z HATBREAKERS. wina dostępne są w Vintage Restauracja & Winiarnia i w sprzedaży w Sklep Z Winem Vintage.

a teraz pora na konfrontację z rzeczywistością – jak naprawdę wygląda działka katzensprung? drżę z przejęcia…

Tekst i zdjęcie: Renata Rusnak