CIAŁO: CZ.II

IMG_1465

© foto Beata Atka Brożek

Ciało do nas mówi, oświadcza pani psycholog na zajęciach z relaksacji, a ja uśmiecham się pod nosem i patrzę na zegarek, bo przyszłam tam dla świętego spokoju, a nie z przekonania. Od kilkuset lat powszechnie uważa się, że mózg i ciało to całkiem różne sprawy. Co więcej, że warto się zajmować jedynie mózgiem, a ciało za nim pójdzie. No tak, myślę, przecież z wydechem nie pozbędziemy się uprzedzeń czy brutalnych wspomnień. Nie zrozumiemy ludzi, dmuchając im w twarz! Ale czasami, ciągnie psycholożka, to nasze ciała dają nam sygnał. Na przykład mówi się, że czujemy coś w trzewiach. Tak! I ta informacja idzie z jelit do mózgu, który ją interpretuje, a nie na odwrót! Okej, myślę, te badania znam. Ale jak odróżnić stres błahy od tego zupełnie ludzkiego, tego potrzebnego, który właśnie do nas mówi, ale mówi, że problem jest poważny i trzeba go rozwiązać albo poprzez rozmowę z drugim człowiekiem, albo samodzielną analizę. A nie metodą ,,wdech-wydech, a teraz wyobrażamy sobie faaale…”? Pytam więc, tak uprzejmie i neutralnie, jak tylko potrafię. Trzeba jakoś samemu to p o c z u ć w c i e l e, tłumaczy wyraźnie zaskoczona pani psycholog. Ale co, pytam. No który stres to sprawa gardłowa, a który można, jak to pani nazwała, ,,załatwić oddechem”. Aha, grzecznie potakuję i zaczynam się niecierpliwić. Ale czuję, że nie do końca odpowiedziałam na pani pytanie, intryguje chuda joginka, więc zastanowię się, jak precyzyjniej to wyjaśnić i odpowiem za tydzień.

Nie lubię pytań bez odpowiedzi, więc zapisuję się na następne zajęcia.

IMG_1481

© foto Beata Atka Brożek

No i pozostaje nam do omówienia kwestia: ,,Dlaczego mi się nie udaje, przecież wiem, co robić? Przeczytałam wszystko w tej książce!”. Dla mnie taką biblią zawsze był poradnik Francuzki nie tyją Mireille Guiliano (światowej sławy bestseller, tak na marginesie). Nie da się ukryć, że przerażająca większość Francuzek to kobiety szczupłe, wręcz chude, a przecież ,,jedzą, co tylko chcą!” i do tego ,,codziennie piją wino!”. No tak. I jak tu nie zawierzyć takiemu poradnikowi? A więc lista jest prosta: trzy małe posiłki i nie więcej niż dwa kieliszki wina dziennie (we Francji jeden kieliszek to zwykle 125 ml). Deser zawsze jemy na pół ze współbiesiadnikiem, ale nie częściej niż jeden, dwa razy w tygodniu, pamiętając, aby następnego dnia nadrobić i zmniejszyć (jeszcze!) porcję na przykład obiadu. Nie pijemy żadnego alkoholu poza winem, nie jemy przed telewizorem, na stojąco, w pośpiechu, po kolacji, a już na pewno nie coś, na co kompletnie nie ma sezonu, a w dziwny, magiczny sposób pojawia się w naszych sklepach, jak borówki, w środku polskiej zimy. Czekoladą nazywamy jedynie produkt z zawartością masy kakaowej min. 60%, a zaciśnięta pięść (no tak…) to rozmiar naszej porcji obiadowej ryby czy mięsa. Cały dzień ruszamy się po mieście, aby można było spalać ,,bez wysiłku”, à la française, gardząc zupełnie niezrozumiałymi formami aktywności, jak bieganie w miejscu, będąc jednocześnie osaczonym przez tłum spoconych nieznajomych. Kawa z mlekiem tylko rano, po kolacji druga, ale czarna, bez dodatków (kalorie, to kalorie). Ogólnie jemy i pijemy mało – pycio wręcz – i oczywiście zdrowo. Ruszamy się codziennie, a każdy kto może zamienić windę na wchodzenie po schodach, na pewno zostanie nagrodzony. We Francji przecież robi się to niemal instynktownie… i tak dalej, i tak dalej.

IMG_1422

© foto Beata Atka Brożek

Kończę pisać przed północą. Zmęczone ciało domaga się paliwa. Francuzka zjada mały jogurt, albo pół jogurtu. Przeglądam się w lustrze i widzę swoje wąskie ramiona z przyszłości. Uśmiechnięta, otwieram lodówkę i oddycham głęboko. Cieszę się, że już wiem, jak schudnąć. Wiem, co jeść i czego nie jeść. A nawet jak to zrobić leniwie, przyjemnie i ostatni raz w życiu. Tak. W końcu wiem, jak schudnąć na zawsze.

KONIEC

Autorka tekstu: Beata Atka Brożek – pisarka i smakoszka.