Natalia Strozzi – toskańska księżniczka

Członkinie Stowarzyszenia Kobiety i Wino miały okazję poznać Natalię Strozzi, toskańską księżniczkę i współwłaścicielkę rodzinnej winnicy Guicciardini Strozzi podczas degustacji organizowanej przez importera Wine for You. Natalia Strozzi przyjechała do Polski promować swoje wina. Choć pobyt był krótki, znalazła chwilę, aby przed wylotem do Włoch, udzielić wywiadu członkiniom Stowarzyszenia Kobiety i Wino.

W swoim życiu Natalia Strozzi odgrywa tak wiele ról, dosłownie i w przenośni, że nie sposób przedstawiać jej w jednym zdaniu. Toskańska arystokratka, chrześnica Gregory Peck’a, spokrewniona z Winstonem Churchillem oraz Stanisławem Kostką-Potockim, jest w prostej linii potomkinią Lisy Gherardini, uwiecznionej przez Leonardo da Vinci na słynnym portrecie Mona Lisa. Natalia Strozzi życie zawodowe rozpoczęła w bardzo młodym wieku, jako baletnica wykształcona z w Petersburgu przez mistrza Rudolfa Nureyeva. Zakończywszy karierę tancerki swoją wieloletnią pasję opisała w autobiografii. Obecnie gra w teatrze oraz filmie, a także wraz z siostrą zarządza rodzinną winnicą – Guicciardini Strozzi, której historię datuje się od 994 roku. Rozpościera się na 525 hektarach wokół Villi Cusona, pałacu z wieżą wybudowanego w 1110 roku. Do posiadłości Guicciardini Strozzi, oprócz winorośli, należą również gaje oliwne oraz tereny, na których rosną trufle.

Natalio, nie chciałabym Ci zadawać pytań, na które odpowiedziałaś już wielokrotnie w swojej książce i licznych wywiadach. Nie będę, zatem pytać o Monę Lisę, przyjaźń z rodziną Pecków, życie arystokracji toskańskiej czy historię winnicy. Chciałbym dowiedzieć się, jaka jest Twoja historia z winem? Od czego się zaczęło? Skąd zrodziła się ta pasja?

Moja historia? Cóż, wino od zawsze było obecne w moim życiu. Razem z siostrą dorastałyśmy w domu z winnicą, od 12 roku życia tata uczył nas degustacji. Jednak przez wiele lat, wino było dla mnie czymś tak codziennym, że nie miałam potrzeby zgłębiania wiedzy o winie zadowalając się tym, co wyniosłam z domu.

Wszystko zmieniło się, gdy przestałam tańczyć i przeprowadziłam się do Rzymu. Mieszkając w stolicy, bodajże w 1999 czy 2000, zdecydowała m się na kurs sommelierski. Chciałam dowiedzieć się więcej, choć nie miałam jeszcze wtedy zamiaru zajmować się winem zawodowo. Jednak z biegiem czasu, gdy zdobyłam dyplom sommeliera, zdałam sobie sprawę, że ilekroć rozmawiam o winie, w restauracjach, w sklepach, zawsze opowiadam o winach Guicciardini Strozzi. Instynktownie i początkowo bezwiednie zaczęłam zajmować się marketingiem rodzinnej winnicy. I robię to już 15 lat. Teraz, wraz z siostrą.

Obie podróżujecie po całym świecie promując Wasze wina?

Tak, staramy się. Wiemy jak bardzo jest to ważne. Ludzie musza Cię zobaczyć, porozmawiać, usłyszeć Twoją historię. Nie zawsze jest to możliwe, życie w podróży bywa uciążliwe. Nie będę jednak ukrywać, że mimo wszystko bardzo je lubię. Jako tancerka i aktorka teatralna, na scenie jestem w moim żywiole. Z racji mojego zawodu posiadam umiejętność wyczuwania nastroju publiczności, jej poczucia humoru, zainteresowań, to niezwykle pomocne przy prowadzeniu degustacji.

Balet, teatr, wino, Twoje życie nieustannie związane jest z tworzeniem…

Tak, sztuka jest jego nieodłącznym elementem. Choć oczywiście łączenie zawodu aktorki oraz praca w Guicciardini Strozzi wymaga dobrej organizacji. Na pełen etat zatrudniona jestem w rodzinnej firmie, jednak dni spędzone na scenie lub na planie są święte. Gdybyś kazała mi wybrać między nakręceniem nowego filmu a wyruszeniem w trasę promocji wina, bez wahania wybrałabym plan zdjęciowy.

Grasz w teatrze i w filmie, tworzysz nowe kreacje. Nigdy nie myślałaś o tym by tworzyć wino?

Nie, ja jestem sommelierem, zajmuje się degustacjami i promocją. Nie skończyłam odpowiednich studiów, nie mam ani wykształcenia ani doświadczenia niezbędnego do tworzenia wina. Zresztą ten techniczny aspekt nigdy mnie nie pociągał. W winiarni Gucciardini Strozzi mamy dwóch enologów. Jeden, pracuje z nami od 42 lat i traktujemy go jak członka rodziny. Drugi, Franco Bernabei jest doradcą, nie przebywa w winiarni na co dzień, to jeden z najlepszych enologów we Włoszech. Oczywiście, wraz z siostrą i naszym tatą uczestniczymy w spotkaniach, podczas których wspólnie podejmowane są decyzje o tym, jaki charakter mają mieć nasze wina. Wybieramy spośród propozycji enologów.  Jednak to oni są odpowiedzialni za tworzenie wina od strony technicznej. Ja zajmuję się sprzedażą, co nierzadko jest jednym z najtrudniejszych zadań. Nawet najlepsze wino samo się nie sprzeda.

Sprzedaż to także teatr…

Tak, to swoisty teatr. Prezentując wino, musisz zrozumieć, do kogo się zwracasz. Aktorzy teatralni posiadają umiejętność wyczuwania publiczności. Wiem ile mogę powiedzieć, czego nie mówić, wszystko zależy od tego, kto mnie słucha. Zawsze zaczynam od historii mojej rodziny, staram się nie prowadzić degustacji ograniczając się jedynie do informacji technicznych. Ludzi interesuje to, co kryje się za butelką. Historia etykiety wina Arabesque, którą sama zaprojektowałam, interesuje wszystkich bardziej niż poziom alkoholu w tym vermentino.

Opowiedz nam historię Arabesque.

Pomysł nadania winu nazwy figury baletowej zrodziła się z mojej fascynacji baletem i potrzeby symbolicznego zakończenia kariery tancerki.  Arabesque jest pojęciem znanym, łatwym do wymówienia. Nie wyobrażam sobie, by prosząc o wino klient musiał łamać język wymawiając „attitude”, „pirouette” czy „pas du chat”. Ponadto, arabesque przemawia do naszej wyobraźni, przywodzi na myśl baletnicę z wysoko podniesioną noga. I tu pojawił się drugi problem, nie chciałam by etykieta była dosłowna, banalna. Postanowiłam, zatem przedstawić arabesque za pomocą symbolu baletu, którym jest łabędź, biały i czarny z „Jeziora Łabędziego”. Zależało mi na tym, aby grafika była abstrakcyjna, w stylu Art Nouveau. Niestety, po 10 latach, etykieta wymagała odświeżenia, choć ja wciąż jestem bardzo przywiązana do pierwotnej formy. Obecna etykieta jest nowoczesna zachowując jednocześnie oryginalną nazwę.

Winem zamkniętym w tej butelce jest vermentino. Nasz winnica słynie z vernacci, wielkiego wina rodu Medicich. Jednak w Maremma uprawiamy także szczep vermentino. Szkoda jedynie, że nie znajduje swoich klientów w Polsce. Mam nadzieję, że już niedługo będzie importowany, tymczasem dostępny jest w naszym sklepie online.

 

 

 

 

 

 

 

 

Arabesque to jedyna etykieta którą zaprojektowałaś?

Tak. Wszystkie pozostałe stworzyliśmy razem, wiele jest autorstwa naszego taty. Etykietę wina Millanni („tysiąclecie”) stworzył w 1994 roku, by upamiętnić tysiąclecie istnienia winnicy. „A solo” to również jego dzieło. Natomiast „Momi” stworzyliśmy my: moja siostra, ja i wszyscy pracownicy Guicciardini Strozzi na jego cześć. Momi to zdrobienie od Girolamo, imienia mojego taty. Momi jest również naszym najnowszym winem, a nie przepraszam! Najnowsze to Chianti Classico z rysunkiem uwieczniającym psa mojej siostry, Duszkę. Duszka to po rosyjsku mała dusza.

 

 

 

 

 

 

 

 

W niektórych wywiadach wspominacie z siostrą, że chcecie wprowadzić do Gucciardini Strozzi oddech młodości, kobiecą nutę…

Wystrzegałabym się mówienia o kobiecości. Wiele osób wciąż twierdzi, że wina kobiece to wina lekkie, delikatne. Jeśli zrobisz wino wyraziste, z charterem to jest to wino męskie. Ten podział wydaje mi się nieaktualny. Wiele kobiet wybiera wina mocne, o zdecydowanym, skoncentrowanym smaku. Z tego powodu, nie stosowałabym takich porównań. To, na czym mnie i mojej siostrze zależy, to innowacja. Naszą filozofię znakomicie oddaje stwierdzenie: « Arrichire la tradizione ma senza tagiare il filo che ci unisce”, „Wzbogacać tradycję, nie przecinając nici która nas z nią łączy”, zatem tradycja i innowacja razem.

Jak przekłada się to na Twoją codzienną pracę i na Wasze wina ?

Techniki produkcji zmieniają się równie szybko jak gust i preferencje konsumentów. Wprowadza się wiele udoskonaleń, które pozwalają modernizować produkcję. Zatem i nasze wina ewoluują. Dzisiejsza vernaccia nie smakuje już jak ta sprzed 20 lat. To wino, produkowane od XIV wieku, opisywali Dante, Bocaccio i Michał Anioł. Jest znane, jako wino bardzo surowe, o charakterystycznym, migdałowym posmaku. Może być produkowane jedynie w San Gimignano. Cytując moją siostrę, porównałabym vernaccię do muzyki Jana Sebastiana Bacha: klasycznej, czystej i surowej. Jednak z biegiem lat i wprowadzaniem nowych technik winifikacji, enolodzy zmiękczają vernaccię, ujarzmiają ją. Charakterystyczna gorzkość migdału wciąż jest obecna, gdyż pochodzi od winogron, jednak staje się coraz subtelniejsza. Dawna vernaccia była bardzo wytrawna, chropowata. Obecnie, dzięki starzeniu w beczce nabiera ciała, wyokrągla się. Najważniejsze jednak, aby wino nie straciło swojej osobowości. Na tym polega cała sztuka, wprowadzać zmiany wciąż zachowując wszystkie cechy charakterystyczne dla danego terroire. Dlatego tworzenie wina jest takie trudne. Nie wspominając już o kaprysach pogody. Nigdy nie wiemy, jaki będzie kolejny rok.

A jak zapowiada się 2017?

Nie jest to najlepszy rok.  U nas przez 4 miesiące temperatura przekraczała 40 stopni i nie spadła ani jedna kropla deszczu. Nie mówiąc już o kwietniowych przymrozkach. Oliwy nie będziemy mieć w ogóle. Winogrona są, ale nie wiem czy uda się zebrać połowę tego, co w zeszłym roku. Oczywiście, jeśli chodzi, o jakość to nie jest zła. Wręcz przeciwne, susza sprzyja koncentracji.  Białe trufle, które również sprzedajemy, mogą być tego roku znakomite. Sporo padało we wrześniu. Przyjedziesz do nas to zobaczysz. Serdecznie zapraszam wszystkie członkinie Stowarzyszenia Kobiety i Wino do odwiedzenia naszej winnicy, spróbowania win, oliwy oraz wspomnianych trufli.

Bardzo dziękuję, takiemu zaproszeniu nie można odmówić, do zobaczenia w Toskanii!

 

Tekst: Ania Fotowicz